Z dziennika pokładowego
V9411 - część pierwsza

Czas: –10h 00

Startujemy z tajnej kwatery głównej 1 Kompanii Karnej. Celem lotu jest sprawdzenie stanu technicznego nowo otrzymanej przez nas lekkiej korwety klasy Charon, przerobionej na badawczy prom kosmiczny. Właśnie z tego nabytku się najbardziej cieszę – koniec z upakowywaniem przyrządów pomiarowych po kabinie myśliwca, koniec z brakiem miejsca do spacerów w czasie wielo dniowych lotów… Pełny luksus. Można prawie zapomnieć, że jest się w Karnej Kompanii. Prawie…

W sumie, to chyba jako dowódca jednostki, to mam prawo nadać jej imię, bo jak dotąd ma tylko oznaczenie kodowe: VV,022LK. Mało przyjazna nazwa. No to niech będzie… niech będzie… „Smoczątko”. Podoba mi się. Tylko czy Dowództwo zaakceptuje taka zmianę… [nie - przyp. dowództwa]

Na pokład zabieramy się w 21 osób – dwóch pilotów, nawigator, dwóch mechaników, czterech artylerzystów, sześciu pilotów lekkich myśliwców zwiadu, pięciu stricte naukowców, którzy od razu przeanalizują pobrane próbki, i ja - jako dowódca wyprawy Standardowo korweta wyposażona jest w cztery lekki baterie laserów, na spodniej i górnej stronie statku i jedną wyrzutnię ciężkich rakiet średniego zasięgu na dziobie, ale nas tej ostatniej przyjemności pozbawili. Dowództwo podobno stwierdziło, że bylibyśmy z czymś takim zbyt niebezpieczni… Jak byśmy i tak nie byli…

Drugim naszym zadaniem jest odebranie rozkazów dotyczących nowej misji z Centrali Armii Mars, gdzie na nas oczekują.

Czas: 00h 00

Odebrałem rozkazy i właśnie rozpoczynamy procedury przedstartowe. Mamy dwojaki cel lotu. Po pierwsze musimy sprawdzić nowo odkryte skupisko czarnych dziur, położone jakieś 250 jednostek astronomicznych od Ziemi. Bułka z masłem. To normalka, choć jeszcze nigdy nie leciałem na misję takim piękną jednostką. Przy okazji drugiego zadania wyjaśniło się, czemu dostaliśmy tak wielki statek do dyspozycji… W małym myśliwcu po prostu nie da się zamontować tego wielkiego, nowego, eksperymentalnego, silnika, który mamy przetestować… A już się cieszyliśmy, że Dowództwo o nas zaczęło dbać.

Ale wróciwszy do misji. Martwi mnie tylko czas przelotu w jedną stronę. Wynosi on niewiele powyżej 43 godzin i 24 minut. Z moich wyliczeń wynika, ze nasz napęd powinien osiągać szybkość około 0,8 prędkości światła. To chyba trochę niemożliwe, ale podobno ci na górze się nie mylą.

No dobra, startujemy z lądowiska. Żeby tylko lakieru nie podrapać, bo mnie chyba mechanicy po powrocie zabiją.

Czas: 00h 10

Cholera jasna, jak ci mechanicy z bazy orbitalnej coś zrobią, to tylko ręce załamać. Nie dość, ze zatankowali złe paliwo, to jeszcze kable źle zamontowali. To zajmie, co najmniej godzinę naprawienie tych ich partactw. Ja kiedyś coś im zrobię. Tak jak ostatnio z moim myśliwcem. Tylko dzięki NavaCompowi doleciałem do bazy…

Czas: 01h 15

No nareszcie wszystko dział jak należy. Uruchamiamy procedurę przedstartowa i módlmy się, aby tym razem wszystko działało.

Czas: 44h 40

Jesteśmy na miejscu. Nie mogę w to uwierzyć, ale to cholerstwo zajmujące pół ładowni, które nazywają silnikiem naprawdę dział… I to jeszcze w przewidzianym czasie… Kto by pomyślał. Wszyscy na pokładzie jesteśmy pod wrażeniem, a ja jestem winien mechanikowi kratę piwa. On jeden przewidział, ze to może się udać.

No, ale pora brać się do roboty. Właśnie wypuściliśmy sondy w głąb skupiska, a za chwilę startują nasze pokładowe myśliwce, aby zbadać pobliskie asteroidy. Przewidywany, oficjalny, czas zakończenia badań – 18 godzin. Spoko, wyrobimy się w 6, a potem trzeba będzie spróbować tego nowego bimbry tworzonego w stanie nieważkości… Ci z Dowództwa nie zdają sobie chyba sprawy, ze rezerwowy mostek idealnie nadaje się na bimbrownie. Zacier naszego nowego napitku jest gotowy już po 12 godzinach lotu. To chyba przez prędkość, jaką osiągamy. Jeśli wszystko będzie dobre w smaku, to „Pustynne Szczury” pękną chyba z zazdrości.

Czas: 62h 30

Misja badawcza zakończona. Bimber wspaniały. Czarne dziury naprawdę „czarne”. „Smoczątko” działa bez najmniejszego zarzutu. No to wracamy. Zapłon silnika głównego… I do domuuu…

Czas: 95h 55

No i cholera jasna wiedziałem. Wiedziałem. Wiedziałem!!!
Już zaraz po zapłonie wiedziałem, ze coś będzie nie tak z tym cholernym powrotem. Jak tylko tak ostro szarpnęło, ze cały mostek mi zalało browarem, wiedziałem, ze coś się zepsuje. I przewidziałem. Siadł główny silnik. Nasi mechanicy głowią się, o co może chodzić tym razem, ale najprawdopodobniej to jakaś cewka, czy coś takiego. Może uda się uruchomić, po przełączeniu silników rezerwowych, tych konwencjonalnych, na układ głównego, ale wątpimy w to wszyscy, jak nas jest 21 na pokładzie. Trzeba będzie lecieć chyba do domy na normalnej szybkości. A to oznacza 40 godzin w plecy. Jak nie więcej, bo chyba w obecnej sytuacji nie zaryzykuje przeciążenia tego rupiecia.

Czas: 97h 00

I tak jak mówiłem. Nic z tego. Wracamy na konwencjonalnym napędzie. Cztery razy wolniej. Jakie to szczęście, że mamy to zwykłe paliwo na pokładzie. Wprawdzie przewidziane do myśliwców, ale co tam, jakoś się doleci…

Cholera, co to jest… Nawigator, podać współrzędne tego czegoś… Jak to na radarze nic nie ma. Przecież to widać na ekranie, do jasnej cholery!!! Ej, co jest, gdzie jest światło… Dobra mam nadzieję, ze to się wszystko nagrywa. Nie wiem, co to jest to przed nami, ale… zaraz, zaraz… to coś wygląda jak jakiś cholerny myśliwiec. Ale to chyba nie nasze. Nie mamy możliwości zrobić nawet zdjęcia, bo nikt nie pomyślał o konwencjonalnych aparatach fotograficznych. Wszystko jest podłączone do komputera głównego, który siadł, bo nie mamy zasilania. Mechanik! Co z tym akumulatorem? Jak to nic nie możemy teraz zrobić… To już na rezerwowy mostek, załączaj zimny start systemu awaryjnego. Nieznana jednostka zbliża się do nas. To chyba już nasz koniec… Niech ktoś skoczy po bimber, bo nie chcę umierać na trzeźwo… [trzask, trzask, trzask]

Czas 98h 00

Czy to już działa? Dobra. To COŚ odleciało. Po prostu nas minęli i polecieli sobie. Nie potrafię tego wszystkiego wyjaśnić, ale coś mi się zdaje, że to była tylko jednostka zwiadowcza, która miała z nami nawiązać kontakt. Na to wskazuje wiadomość, jaką właśnie odbieramy z komputera. Poprzednie przerwanie nadrywania wystąpiło z powodu zimnego startu systemu awaryjnego. Może uda nam się dolecieć do bazy. Tam już są ludzie, którzy będą wiedzieć, co z tymi informacjami zrobić. Wprawdzie, z barku aparatów, nie zrobiliśmy żadnych fotografii, ale właśnie przede mną leży rysunek wykonany przez drugiego pilota. Jakie to szczęście, że skończył ASP…

Czas: 138h 00

Jesteśmy już prawie w bazie. Mój malutki okręcik nadaje się tylko do remontu: zdechł napęd główny, napęd zapasowy jest na wykończeniu, bo przez całą drogę powrotną lecieliśmy na pełnej mocy, główny system komputerowy nie daje znaku życie, więc działamy na awaryjnym, który też chyba się niedługo przeciąży… Brak łączności, to spaliły się anteny przez wybuch głównego akumulatora 41 godzin temu. Niech no ja dorwę w swoje ręce tych idiotów, którzy nam montowali ten silnik. To wszystko jego wina.
Dobra raport końcowy: Misja zakończona w pewnym stopnie powodzeniem. Dane z czarnych dziur, razem z moim raportem już niedługo trafią na biurko Admirała. Tylko, kto nam, do cholery, uwierzy w to spotkanie?

Czarteczaek