Z dziennika pokładowego
V5151 - część druga „Baza Jowisz”

Przestrzeń wokoło nich aż kłuła czernią. Gdzie się nie obrócili, wszędzie była noc poprzetykana jasnymi punktami gwiazd. Tylko za nimi majestatycznie unosił się Jowisz. To właśnie jego sylwetka całkowicie zasłaniała słońce. W jego cieniu spokojnie przycupnął sobie okręt a dookoła niego krążyły nieustannie sondy, wypatrujące jakiegokolwiek niebezpieczeństwa. Za kilkanaście godzin miał tu przybyć statek i do tej pory wszystko musiało być przygotowane i zabezpieczone. Dlatego też na niedalekim księżycu w błyskawicznym tempie powstawała niewielka baza. Już teraz był tam niewielki oddział. Ledwie stu ludzi i kilka MECHów. Reszta miała dotrzeć za jakiś czas.

Zaczynała się nowa epoka w dziejach ludzkości. Epoka głębokiej eksploracji kosmosu.

Tydzień wcześniej, 30 stycznia 2055 roku, godzina 15:30 czasu warszawskiego.

- To nie jest rozkaz. – powiedział hetman polny Ixer do siedzącego naprzeciwko niego kapitana. – Raczej pewien rodzaj prośby.
- Rozumiem. Ale dlaczego my? Ledwie kilka dni temu wróciliśmy z akcji. Z dużymi stratami.
- Bo wy, jako w tym momencie jeden z niewielu oddziałów w Marynarce Gwiezdnej macie doświadczenie bojowe. Bo wy, a nie kto inny, byliście w stanie dać sobie radę z przeważającymi siłami wroga. I na koniec, bo wy jesteście głodni chwały, honoru i na pewno jakbym was nie wytypował, to byście mieli potem żal. – Spojrzał za okno na Marsa, unoszącego się ledwie 450 kilometrów dalej. Po chwili się odwrócił. – To wielka szansa dla ludzkości, żeby rozwinąć skrzydła. Będziemy tworzyć historię.
Ciszę, która nastała, przerywało tylko ciche klikanie zegara na ścianie gabinetu. Markow spojrzał za okno, przez które przed chwilą wyglądał hetman. Po kilku minutach kapitan wstał i powiedział:
- Kiedy mamy wyruszyć? I kto będzie sprawować dowództwo nad zespołem?
- Nad całością będziesz miał władzę ty. Sprawami czysto militarnymi będzie się zajmować porucznik VoyTass. Przynajmniej do czasu przybycia uzupełnień. Jak się sprawdzi to kto wie… Może dostanie awans i obejmie formalnie dowództwo.
- Jeszcze jedno. Jakie siły mają tam teraz lecieć?
- Wasz „Isaak”. Na razie sam, ale z ekipą montażową na pokładzie. Macie duże ładownie, więc weźmiecie część materiałów. Tyle, żeby wystarczyło na założenie tymczasowej bazy. Tydzień po was dotrze statek transportowy z resztą załogi inżynierskiej i materiałami do budowy normalnej bazy. A potem…. – Hetman odwrócił się w stronę okna – potem może będzie tam więcej wojska niż na obu bazach armii Mars razem wziętych. – Odwrócił się powrotem - ale to już raczej dalsza przyszłość. – Uśmiechnął się szeroko.
- Tak z ciekawości… Po co nam baza w tak odległych sektorach układu? W dodatku skryta za tarczą Jowisza?
Hetman Ixer uśmiechnął się szeroko po raz kolejny i usiadł w fotelu. Odsunął szufladę i wyciągnął małego pilota.
- To, co tu zaraz pokażę jest ściśle tajne, więc proszę nikomu o tym nie mówić. – Nacisnął guzik i na ekranie pojawił się jakiś szkic.
- A co to jest? – zapytał z wielkim zdziwieniem Markow.
- Więc. Dzięki takiej konstrukcji będziemy mogli......
 

6 luty 2055 roku, godzina 13:30 czasu warszawskiego

- W końcu obiad – powiedział VoyTass wchodząc na stołówkę. – Już myślałem, że będziemy tak harować bez żarcia.
- Już ja cię widzę, jak ty robisz bez jedzenia – zaśmiał się idący za nim Zippo – prędzej byś chyba spróbował porwać prom i wrócić na ziemię.
- Może. Kto to wie. – VoyTass usiadł przy stoliku i rozejrzał się wokoło. – Ciekawe kiedy przyślą resztę batalionu. W końcu baza jest już prawie ukończona. Mieszkać się da. A z setką ludzi i dziesięcioma mechami czuję się troszkę niepewnie. Zwłaszcza że to niedaleko stąd mieliśmy naszą potyczkę.
- Dziś ma przylecieć ten transportowiec. Może reszta będzie na nim.
- Oby. Jutro mamy zrobić szeroki rekonesans na powierzchni. I znaleźć odpowiednie miejsce pod jakąś wielką konstrukcję – zastanowił się. – Właściwie to zastanawia mnie, po jaką cholerę tu siedzimy.
Podszedł kucharz i postawił na stole dwie plastikowe tacki. Zippo spojrzał na zawartość skrzywił nos.
- Znowu ta papka. Ona mi przypomina…
- Ty mi lepiej już nie mów, co ci przypomina. Ostatnim razem jak to kucharz usłyszał to musiałeś jeść suchary – roześmiał się VoyTass i zaczął jeść coś, co miało przypominać ziemniaki. – Ale tak szczerze mówiąc, to skoro wysyłają nas tak daleko, to mogliby przynajmniej zapakować na pokład jakieś chłodnie z normalnym żarciem.
- Taa. Prędzej zobaczysz tu samego admirała niż normalne jedzenie – Zippo mimo wszystko napychał się pogardzanymi ziemniakami z zapałem i szybkością godnymi sprintera.
Drzwi się otworzyły i do środka wszedł jakiś żołnierz. Rozejrzał się po sali. Kiedy jego wzrok padł na siedzących VoyTassa i Zippa popatrzył przez chwilę i ruszył w ich stronę. Kiedy podszedł, głośno stuknął obcasami i stanął na baczność.
- Kadet Raven zgłasza przybycie reszty batalionu do bazy Jowisz.
Zippo spojrzał na VoyTassa i szeroko się uśmiechnął.
- No widzisz? Miałem rację.
- Siadajcie kadecie Raven. – oficjalnie powiedział VoyTass. – Chyba się jeszcze nie widzieliśmy?
- Nie panie poruczniku. Ja i osiemnastu innych kadetów zostaliśmy przydzieleni do pańskiego batalionu jako uzupełnienie – spojrzał łakomie na stojące na stole tacki. – Kiedy tu karmią? – Zapytał już zupełnie swobodnie.
VoyTass się uśmiechnął.
- Nie karmili was na statku?
- Karmili, ale obiadu już nie dostaliśmy. Bo przed lądowaniem podobno. – skrzywił się Raven.
- No to skocz po resztę nowych Raven – powiedział Zippo – niech się najedzą. Potem oprowadzę ich po ich nowym domu i zapoznają się z resztą chłopaków. I dziewczynami – szeroko się uśmiechnął – Tylko na nie to uważajcie. Ostrzejsze niż połowa oddziału.
 

7 luty 2055 roku, godzina 11:00 czasu warszawskiego

Rozładunek trwał już od 10 godzin, ale sprzęt bojowy był już rozpakowany. Kilka godzin temu mechanicy złożyli ostatnie MECHy w całość i właśnie teraz duży oddział ruszał na patrol. Dziesięć MECHów i trzy opancerzone transportery właśnie wytaczały się z bramy, kiedy w interkomie VoyTassa zabrzmiał głos Markowa
- Zaczekajcie na inżynierów. Pojadą z wami.
- A po co mi oni na patrolu? – VoyTass lekko się zirytował, ale nie dał tego poznać w swoim głosie. – Będą tylko zawadzać i opóźniać.
- Ale pojadą. Mają znaleźć miejsce odpowiednie do budowy.
- Ok. Jestem jeszcze pod bramą. Niech wezmą tego nowego, Ravena i jeden transporter. Over.
Po kilku minutach z bramy wyjechał jeszcze jeden transporter i po dołączeniu do kolumny ruszył razem z patrolem. Na przedzie szły majestatycznie cztery wielkie maszyny, z bronią zdolną do zniszczenia naraz kilku budynków. Dalej jechały dwa transportery, kolejne dwa MECHy, znowu transportery i na końcu cztery MECHy. Kolumna szybko ruszyła w ciemność, po chwili znikając z pola widzenia strażników w bramie. Tylko miarowo poruszające się na radarze kropki mówiły, że pojazdy istnieją.
Idący na przedzie w swym nowiutkim MECHu VoyTass czujnie przepatrywał przestrzeń za pomocą czujników. Miarowo przesuwająca się linia po ekranie radaru wskazywała wszelkie wzniesienia i zagłębienia, lecz nie wykrywała żadnego ruchu. Przynajmniej jak na razie. Czas mijał godzina za godziną, a oddział posuwał się wciąż naprzód. Z powodu zmniejszonego przyciągania nie był to szybki ruch. Ledwie kilkanaście kilometrów na godzinę, lecz pozwalało to na stworzenie dokładniej mapy terenu. Zajmował się tym Zippo, jadący w pierwszym transporterze. Szybko wprowadzane z radaru dane pozwalały na dokładne odwzorowanie terenu na ekranie komputera i pozwalały zorientować się, gdzie znajduje się patrol. Zwłaszcza, że dane na bieżąco były przekazywane do zamontowanego w bazie komputera głównego. Przed nimi właśnie zaczęła wyłaniać się zza kolejnego wzgórza szeroka i długa na jakieś sześć kilometrów dolinka, skryta z oby stron małymi łańcuchami gór.
- Wjedźmy na tą równinkę – w interkomach zabrzmiał głos. – Myślę, że właśnie znaleźliśmy doskonałe miejsce na budowę.
VoyTass szybko rozejrzał się po wyłaniającej się właśnie równinie i rzucił w głośnik:
- Dwójka, trójka i czwórka za mną w prawo. Szybkim marszem do środka doliny. Siódemka, ósemka, dziewiątka i dziesiątka to samo z lewej. Transportery i piątka z szóstką poruszają się do centrum. Po dotarciu na miejsce dać sygnał.
Szybko ruszył w prawo. Za nim podążyły jeszcze trzy maszyny. Odchodząc widział jeszcze jak cztery inne MECHy ruszyły w lewo a reszta podążyła prosto. Uśmiechnął się do siebie i pomyślał: „Jak na ćwiczeniach”. Tylko że ostatnio jak tak myślał stracił część oddziału. Tym razem się nie da. Maszyny poruszały się miarowo naprzód a radar pokazywał od prawej wzgórza a z lewej płaski teren bez żadnych przeszkód terenowych, zbyt płaski jak na naturalny. „Dziwne”, zdążył pomyśleć, kiedy w interkomie odezwał się głos:
- Tu Zippo. Jesteśmy w jednej trzeciej. Jest tu jakaś dziwna konstrukcja. Sztuczna. Z metalu.
- Przeprowadzić rozpoznanie i zatrzymać się przy konstrukcji. Zakończymy rekonesans i środkiem wrócimy do was. Powinniśmy być za jakieś czterdzieści minut. Czekajcie.
Przyspieszył marsz i powrócił do obserwacji terenu. „Przydałoby się postawić tu kilka czujników” pomyślał i rzucił w głośnik:
- Zippo. Wyślij Ravena z jednym transporterem wzdłuż brzegów równiny. Niech rozmieści czujniki. Tylko od początku. Co kilometr.
- Taa jest. Już rusza. Do zobaczenia. Oper.
Trzydzieści minut później VoyTass docierał do stojących transporterów. Na radarze pojawiły się również maszyny z drugiego zwiadu. Więc cały oddział, poza Ravenem był w komplecie. Podszedł do dziwnej, wysokiej na jakieś 10 metrów konstrukcji i spojrzał. Była stara, nie można był tego nie zauważyć od razu. Wglądała troszkę jak dysza wylotowa silnika rakiety starego typu. Ale tylko tyle było podobieństw. Bo na pewno nie było to dzieło człowieka. Strasznie pokręcone, o dziwniej geometrii. Tak dziwnej, że jak się na to patrzyło, można było sobie wyobrazić jakiegoś potwora z bajek dla dzieci. Co więcej. Na pierwszy rzut oka, nawet tak niedoświadczonego jak jego, było można stwierdzić, że to coś jest zbudowane z dziwnego materiału. Na pewno był to metal, ale z żadnych znanych człowiekowi
- No noo. Niezłe cacko nam się trafiło już na pierwszym patrolu. – rzucił w interkom. – Zippo, postaw radiostację. Rozstaw transportery w kwadrat. Na każdym rogu po 2 MECHy. Zatrzymujemy się tu. Panowie inżynierowie – dodał jeszcze – zabierajcie się do roboty. Sprawdźcie, co tu znaleźliśmy.
Pól godziny później w bazie odległej o 12 kilometrów zagrzmiał silnik i niewielki lądownik oderwał się od płyty. Szybko nabierając prędkości ruszył w stronę patrolu. Po kilku minutach wisiał już nad dziwną konstrukcją, wokół której kręciło się kilkunastu ludzi w skafandrach.
- Co my tu mamy? - rzucił w interkom Markow – Da się to podnieść??
- Jak pogrzebiemy trochę w glebie to myślę że tak – inżynier, który dokonywał oględzin znaleziska, szybko odpowiedział. – Ale nie jestem pewny, czy się nie rozpadnie. Jest chyba w strasznym stanie. Wygląda, jakby leżało tu z tysiąc lat. Fenomenalne – dodał ciszej.
- Dobra. Grzebcie. Zabieramy to na „Isaaka”.
Dwie godziny później lądownik był już w drodze na krążownik.
 

7 luty 2055 roku, godzina 19:20 czasu warszawskiego

- Podobno „Isaak” coś znalazł – podekscytowany głos hetmana Ixera wyrwał słuchającego z zamyślenia - Nieznana konstrukcja, może nawet technologia. Nie są w stanie określić na miejscu. Wysyłają krążownik z powrotem.
- A baza? – pytanie admirała Cats_shit_pl’a, głównodowodzącego Marynarką było krótkie, ale treściwe. – Prace mają trwać dalej.
- Batalion zostanie na miejscu. Wysyłamy szybki niszczyciel, aby przejął ładunek z „Isaaka”. Powinni się spotkać tuż za pasem asteroid, więc baza nie straci osłony na długo.
- Dobrze. Prześlijcie im gratulacje z powodu znaleziska. Niech wiedzą, że to co robią jest dla nas ważne – Cats_shit_pl szeroko się uśmiechnął do wideofonu. – I dajcie mi znać, jak tylko będą jakieś wiadomości.
 

9 luty 2055 roku, godzina 20:53 czasu warszawskiego

„Isaak” spotkał w przestrzeni krążownik klasy „Armagedon” i przekazał swój ładunek na jego pokład. Po tym szybko wraca do pozostawionej za Jowiszem bazy.
 

10 luty 2055 roku

Budowa przebiegała w szybkim tempie. Po trzech dniach na równinie stała już duża platforma, która miała służyć za podstawę budynków. Całość, przewidywano, będzie postawiona w miesiąc. A potem już tylko pozostanie skonstruowanie tego, co w planach miało tu stanąć. Kilkanaście kilometrów dalej niewielka baza wojskowa również zamieniała się w potężny kompleks budynków i urządzeń obronnych. Stacjonujący tu batalion wsparcia, przy pomocy inżynierów, budował sobie nowy dom. Z dala od bazy, jeszcze dalej od Ziemi.

Na księżycu stało już kilka budynków mieszkalnych, mogących pomieścić nie tylko jeden batalion, lecz co najmniej dwa, oraz cztery działa laserowe, zdolne zestrzelić z niskiej orbity każdy okręt mniejszy od krążownika. Oprócz tego powstawały magazyny i inne, niezbędne do życia pomieszczenia. Wszystko złożone ze sprowadzanych z orbity, z wielkiego transportowca-fabryki części. Brakowało tylko wsparcia w postaci „Isaaka”, ale ten trzy dni temu zszedł z orbity i ruszył na spotkanie z innym okrętem. Dlatego wszyscy mieli nadzieję, że żaden wróg nie znajdzie ich do tego czasu. Jak na razie nadzieje się spełniały, ale jak długo to mogło trwać?
 

12 luty 2055 roku, godzina 17:46 czasu warszawskiego

Radar w bazie wykrył szybko zbliżający się w ich stronę okręt. Na szczęście po dwóch godzinach okazało się, że to powracający „Isaak”. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Praca ruszyła na nowo. Baza była już ukończona. Pozostały tylko prace wykończeniowe. Dobroduszni inżynierowie wybudowali nawet pomieszczenia, których nie było w planie. Teraz żołnierze mogli cieszyć się nową świetlicą z różnego rodzaju sprzętem rekreacyjnym, basenem i siłownią. Poza tym, niedaleko bazy odkryto w skałach wielkie złoże tlenków żelaza, dzięki czemu właśnie powstawała przetwórnia, z której baza będzie czerpać metal. W bliskiej przyszłości miał to być samodzielny ośrodek Marynarki Gwiezdnej. Pierwszy w tak odległym sektorze.

(Niedaleka przyszłość, baza Jowisz, czas nieokreślony)

Na równinie potężny generator pola nieprzerwanie wysyłał na orbitę skondensowaną wiązkę energii, która pozwalała znajdującej się tam konstrukcji utrzymywać na wyznaczonym miejscu. Dwa wielkie pierścienie powoli zataczały kręgi, jeden wewnątrz drugiego, w przeciwne strony. Sto kilometrów dalej niewielki okręt badawczy, zupełnie zautomatyzowany właśnie obrał kurs na centrum konstrukcji, w środku której właśnie pojawiło się jakieś zawirowanie. Stateczek szybko nabierał prędkości. Kiedy osiągnął czwarty stopień przyspieszenia, dotarł do centrum Pierścienia. Gwałtowny wybuch oślepił wszystkich znajdujących się w centrum kontroli. Zmrużyli oczy i odwrócili głowy w stronę ściany. Chwilę później pierwsi już patrzyli na przyrządy.
- „Odyseusz” wszedł w pole przy prędkości cztery… siła pola wynosiła w tym momencie trzydzieści procent maksimum. – Raporty zaczęły sypać się z każdej strony. – Czas oczekiwania na odpowiedź nie powinien przekroczyć czterdziestu trzech minut.
Nastała cisza. Tylko szelest uniformów i szum urządzeń przerywał cisze, która nastała po tym stwierdzeniu...

Dokładnie o wyznaczonej porze, komputer nadal nie wykazywał żadnych oznak wzmożonej pracy. Wszyscy znajdujący się w pomieszczeniu z niecierpliwością wpatrywali się w ekran, zawieszony w centralnej części ściany. Czerń bez żadnych zniekształceń. Nawet VoyTass, Zippo i Raven, którzy stali w Sali jako straż, wpatrywali się w pustkę. Irytacja narastała, w powietrzu można było wyczuć napięcie. Ktoś się odwrócił w stronę drzwi i postawił pierwszy krok, kiedy z głośnika najpierw wyrwał się jakiś pisk a potem z ekranu uderzyła jasność. Po chwili filtry ściemniły obraz i wszyscy mogli zobaczyć część dziobu z wypisaną nazwą:
„Odyseusz” z maksymalną prędkością mknął w stronę szybko zbliżającego się słońca. Po lewej stronie pojawił się jakiś zarys.
- To planeta! – cichy okrzyk wyrwał wszystkich z odrętwienia. – Pozycja prawidłowa, odchylenie od kursu wynosi 0,07%!!! Udało się!!!!
Na sali wszyscy zaczęli składać sobie gratulacje, wrzawa narastała. Admirał Cats_Shit_pl podszedł do kapitana Ixera i mocno uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń.
- A więc jednak to działa. Osiągnęliśmy Alfę Centauri. – szeroki uśmiech na jego twarzy wyrażał zadowolenie…

(Również niedaleka przyszłość, Ziemia, czas nieokreślony)

Stojący w hali inżynierowie patrzyli na stojącą po środku konstrukcję, przypominającą dyszę silnika rakietowego. A raczej na zakrzywienie przestrzeni, które od jakiegoś czasu utrzymywało się wokół niej.
- Zakrzywienie czasoprzestrzenne. Czyli jak mówiłem. To jakiś rodzaj napędu. – główny inżynier powiedział triumfująco do wszystkich – Wspaniale. Dzięki takiemu napędowi nasze okręty będą mogły bardzo szybko osiągać wielkie odległości.
Przeszedł kilka kroków w stronę urządzenia i odwrócił się w stronę zebranych.
- Zaczyna się nowa era w historii… - jego wzniosłą wypowiedź przerwał krzyk, który wyrwał się z gardła jednego z naukowców. Powoli odwrócił się na pięcie. W zakrzywieniu właśnie pojawiało się Coś. Po chwili wpadło na niego. W głębi jego krtani zaczął narastać przeraźliwy krzyk.
Ktoś podbiegł do ściany i jednym naciśnięciem awaryjnego wyłącznika pozbawił cały kompleks energii. Nastała ciemność, którą jeszcze przez chwilę rozświetlała aura zanikającej anomalii. Na podłodze leżał nagi mężczyzna. Był martwy, a jego twarz wyrażała bezgraniczne przerażenie.

C.D.N.

VoyTass01